Ostatnio
miałem okazję zapoznać się z tutejszą służbą zdrowia.
Przeżyłem pierwszą poważniejszą chorobę w Ugandzie. Coś co w
krajach położonych bardziej na północ określa się zemstą
faraona, a tutaj wypadałoby nazwać zemstą kabaki, Takie miano nosi
bowiem król Bugandy – krainy w której przebywam. Ale po kolei.
Zaczęło się w zeszłym tygodniu od bólu głowy, gorączki i
biegunki. Wszyscy podejrzewali malarię. Objawy są podobne, a sezon
malaryczny się właśnie rozpoczął. Dlatego zabrano mnie do
najbliższego szpitala. Lekarz zbadał mnie oraz wysłał do
laboratorium, w celu pobrania krwi do analizy. Na szczęście testy
na malarię wypadły negatywnie. Okazało się że to jakieś
tutejsze zatrucie pokarmowe. Dostałem tyle specyfików do zabicia
wszystkiego w moim wnętrzu, że nie wiem co tam ocalało. Na
szczęście fragment mózgu przetrwał, toteż mogę kontynuować
pisanie. Lekarstwa zrobiły swoje i po dwóch dniach wróciłem do
pełnej sprawności. Dzisiaj byłem na wizycie kontrolnej.
![]() |
Szpital Zia Angelina |
Szpital
zrobił na mnie dobre wrażenie. Jak większość gmachów tutaj nie
jest to w pełni zamknięty budynek. Poczekalnia i korytarze mieszczą
się na werandach. Przez to może nie czuć tu, tak
charakterystycznego u nas, zapachu środków dezynsekcyjnych. Nie
pachnie, ale wszystkie pomieszczenia utrzymane są w czystości.
Personel jest kompetentny. Nie mam zastrzeżeń. W laboratorium co
prawda nie używali rękawiczek, ale wszelkie przyrządy były
jednorazowego użytku.
Z
innych schorzeń do tej pory przeszedłem dwa drobne przeziębienia.
Może to niektórych zdziwi, ale w Afryce też można się
przeziębić. Zwłaszcza w przeciągu i wskutek gwałtownych zmian
temperatur. Miałem też kilka stłuczeń i zranień. Normalna sprawa
przy pracy i zajęciach sportowych. Muszę przyznać, że tutejsze
bakterie, to nie te co u nas. Znacznie łatwiej tu można dostać
zakażenia. Mimo stosowania środków zapobiegawczych i dbania o
siebie bardziej niż zwykle, przytrafiło mi się dwa razy. W Polsce
nigdy mi się to nie zdarzyło.