czwartek, 6 października 2011

Ziemia


Pewnie wszyscy zdążyli się zorientować, że jestem w Afryce, a dokładniej w Ugandzie, już od ponad miesiąca. Przyszła pora, abym napisał coś o tym miejscu. Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy na tym kontynencie jest ziemia. Nie jest czarna czy brązowa jak w Polsce (ewentualnie żółta jak ktoś mieszka na piaskach). Ma ona kolor czerwonobrązowy, najbardziej zbliżony barwą do rdzy. Ziemię widać w każdym miejscu, nie przykrytym przez roślinność. Jak wyschnie staje się twarda jak skała i pyli. Pył z niej wchodzi wszędzie. To podstawowa rzecz którą muszę wymieść z pokoju czy wysypać z butów. Przy praniu też główne plamy od niej pochodzą. Zresztą część moich jasnych ubrań powoli zmienia odcień w stronę beżu. To samo dzieje się z budynkami czy drogami. Także Afryka to bardziej czerwony niż czarny kontynent. Ta sama ziemia jak namięknie tworzy niezłe błotko. Konsystencją zbliżone do gliny, toteż łatwo się na niej pośliznąć. Parę razy byłem już bliski wywrotki. Woda głównie spływa po niej a nie w nią wsiąka. Tworzą się kałuże, które następnego dnia wysychają w słońcu, ziemia znowu twardnieje i tak w kółko. Projektując mojego bloga chciałem, żeby był zbliżony kolorystyką do tutejszej gleby. Częściowo mi się udało.

Wszechobecna gleba
 
Drugim kolorem, który dominuje w Ugandzie jest zieleń. Warunki do rozwoju wszelkiej roślinności są tu znakomite, więc jest jej niemało. I szybko rośnie. Pokrywa prawie każdy kawałek wolnej przestrzeni. Teren na którym się znajduję, to coś między dżunglą a sawanną. Drzew jest tu sporo. Lasu co prawda tu nie ma, może też za sprawą ludzkiej działalności. Mieszkam we wsi, więc dużą część ziemi pokrywają pola i pastwiska. Na nieużytkach można znaleźć busz i inne ciekawostki. Więcej będę mógł napisać jak się trochę powłóczę po okolicy. Słonie i lwy tu po drogach nie chodzą. A szkoda. Na ulicy najczęściej spotykam krowy i kurczaki. Jak to na wsi. Dużo też słuchać śpiewu ptaków wokół. Część już nawet nauczyłem się rozpoznawać. Co jakiś czas słychać też krzyki małp w oddali. Z odgłosów to muszę nie napisać o cykaniu świerszczy wieczorami. Wydawane przez nie dźwięki umilają mi zawsze moment zasypiania.

Odrobina codziennej zieleniny
 
Uganda pokryta jest wzgórzami. Coś jak Wyżyna Lubelska. Przynajmniej w moim rejonie. Jedno wzgórze się kończy, to drugie zaczyna. Jedne są bardziej strome, drugie mniej. Część jest wyższa część niższa. Gdzieniegdzie też można natrafić na fragment jakiejś większej płaszczyzny. W dolinach między wzniesieniami płyną strumienie. A jeśli nie płyną, to po każdej większej ulewie popłyną. Wszędzie można znaleźć wyschnięte koryta. Mieszkam kilkanaście kilometrów od stolicy, więc teren wokół jest dość gęsto zaludniony. Gdy kończy się jedna wioska, to zaczyna następna. Często nawet nie wiem dokładnie gdzie, bo drogowskazy są tutaj towarem deficytowym. A na mapie wielu miejscowości po prostu nie ma. Ciągle więc pytam i się uczę co gdzie zaczyna dana miejscowość, a gdzie kończy. Tu granica biegnie doliną, tu po drodze, a tu gdzieś wśród pól. W ten sposób powoli poznaję geografię najbliższej okolicy.

Drzewa, domy, droga dokądś tam