poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Na dobry początek

 
Każda książka zaczyna się od wstępu, który się zwykle pomija przy czytaniu, bo najczęściej nudny. Zawiera tłumaczenie kto, skąd i dlaczego oraz inne kwestie, które autorowi nijak nie dały się wkomponować w treść dzieła. Ja też rozpocznę od takiego przedsłowia, to jest od odpowiedzi na pytanie co ja tutaj w ogóle robię. A raczej skąd mi się wziął pomysł wyjazdu na misję. Ostatnio tak często mi je zadawano, że odpowiedź recytuję prawie jak wierszyk w podstawówce.
 
Najprościej rzecz ujmując, uznałem roczny wolontariacki wyjazd za dobrą koncepcję. Można dać coś z siebie innym, a przynajmniej spróbować. Wiadomo, wolontariat można prowadzić wszędzie, ale ja zawsze lubiłem wyzwania, dlatego wybrałem wyjazd do dalekiego kraju. Dzięki temu poznam inny kontynent, inną kulturę i wiele jeszcze inności. Moje spojrzenie na siebie oraz otaczający świat nabierze zupełnie odmiennej perspektywy. Chciałem też wyjechać na placówkę prowadzoną przez Kościół, gdyż wiara jest dla mnie bardzo ważna. Kierując się tymi kryteriami, trafiłem do Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco prowadzonego przez Salezjanów.
 
To, że trafię w serce Afryki wyszło w trakcie przygotowań w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Zresztą całe roczne przygotowania można ując w skrócie, cytując klasyka: Zgłosiłem się, wybrali mnie i jestem :-) . Miejsce wyjazdu było dla mnie w zasadzie obojętne, byle można tam się dogadać po angielsku. Innym językiem, nie licząc polskiego, nie władam. Zaproponowano mi Namugongo w Ugandzie, zgodziłem się i już za kilka dni tam wyruszam.