czwartek, 18 sierpnia 2011

W podróży

 
Już pora wstać, wyruszyć z domu,
przyjaciela spotkać znów :) .
Ciekawe kto jeszcze kojarzy tą piosenkę z dzieciństwa. Te słowa dobrze określają mój stan teraźniejszy. Wstać musiałem dzisiaj wcześnie, po 3, żeby zdążyć na wylot do Amsterdamu o 6:05. Zbytnio to się dzisiaj nie wyspałem, bo wczorajsze kończenie pakowania zajęło mi jeszcze trochę czasu. Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy wieczorem mnie odwiedzili, a także tym co chcieli i im się niestety nie udało. Dobrze było Was zobaczyć jeszcze przed wylotem.
 
Lot do Amsterdamu przebiegł spokojnie. Widok z okna miałem bardzo ładny, tylko niestety przespałem moje pierwsze lądowanie w życiu. Trzeba było trochę tę noc nadrobić. Teraz właśnie siedzę na lotnisku Schiphol i czekam na samolot do Entebbe. Mam nadzieję, że mój bagaż też czeka gdzieś na załadowanie do samolotu.
 
Odnośnie bagażu, to podróż lotnicza, uczy brać to co najważniejsze. Swoją listę rozpocząłem od Biblii, krzyża misyjnego i różańca, żeby nie tracić kontaktu z Bogiem. Zaś do utrzymania kontaktu z najbliższymi i resztą świata służyć mi będzie laptop oraz telefon. Poza tym wziąłem aparat do utrwalenia wspomnień, kilka książek, trochę ubrań, kosmetyków i innych drobiazgów. Spakowałem, też zestaw małego elektronika, żeby do końca nie rozstać się na rok z zawodem. Zresztą może się przydać na miejscu. W sumie wyszło jakieś 35 kilogramów. Reszta to rzeczy, które dostałem do przekazania na miejscu.
 
Kończę, bo muszę się zainteresować swoim wylotem, żebym w tym Amsterdamie nie został za długo. Następny przystanek już w Ugandzie.