Przyszła pora, żeby
dokończyć przedstawianie osób żyjących w tym domu. Zacznę od
chłopców. W sumie jest ich ponad 200. Taka duża rodzinka.
Aktualnie około 50 z nich wyjechało do szkół, więc na miejscu
zostało mniej więcej 150. Liczby podaję orientacyjne, gdyż nigdy
ich nie liczyłem. Teraz wypadałoby podać ich imiona, ale nie
zamierzam tego robić. Po pierwsze zajęłoby to masę miejsca, a po
drugie wszystkich wciąż nie znam. Aktualnie wydaje mi się, że
kojarzę jedną trzecią chłopaków. Z częścią jeszcze nawet nie
rozmawiałem. Co jakiś czas spotykam kogoś nowego. Zdarza mi się
również zapomnieć czyjegoś imienia. Zwłaszcza jak przedstawiali
mi się po zmroku. Niektórych kilka razy pytałem jak się nazywają,
zanim udało mi się zanotować ich w pamięci. Nie jest to proste,
gdyż nie mogę polegać na wielu cechach, tak charakterystycznych w
Polsce. Oczy mają tego samego koloru, włosy też i takie same
fryzury. Musiałem sobie opracować sposób, po jakim będę ich
zapamiętywał. Wykorzystuję w tym celu rysy twarzy i blizny. Tych
ostatnich mają sporo. Przeszłość często mocno ich doświadczyła.
Pochodzą z różnych środowisk. Część jest sierotami, inni mają
rodzinę, ale z powodu występującej w niej patologii woleli ją
opuścić. Niektórzy spędzili kilka lat na ulicy zanim znaleźli
się tutaj. Jedni trafili tu za pośrednictwem różnych organizacji
drugich przyprowadziła rodzina, aby mogli pójść do szkoły. Kiedy
słucham ich historii to dochodzę do wniosku, że w życiu to ja nie
miałem żadnych problemów. Jestem szczęściarzem, bo mam kochającą
rodzinę, urodziłem się w bogatym, ustabilizowanym kraju, zdobyłem
dobre wykształcenie itd. Jest za co Bogu dziękować. Wspomnienia i
problemy chłopców to jedna z rzeczy, o których nie zamierzam
pisać. Opowiadali mi je w zaufaniu i niech tak pozostanie.
Mimo tego wszystkiego co
przeżyli, cieszą się każdym dniem oraz wszystkim co tu mają.
Choć nie jest tego wiele. W takiej liczbie młodzieży mam cały
przegląd charakterów i zdolności. Niektórzy bardziej otwarci,
inni mniej. Cześć sama do mnie przychodzi pogadać, niektórzy w
ogóle nie czują takiej potrzeby. Jest tu kilku geniuszy, literatów,
wielu zdolnych muzyków i jeszcze więcej utalentowanych tancerzy
oraz akrobatów. To co oni potrafią zrobić ze swoim ciałem ciągle
mnie zdumiewa. Jedną z rzeczy, która mi się bardzo w nich podoba,
jest to, że oni dużo czasu spędzają razem. Uprawiają sporty,
pomagają sobie w szkole i pracy, uczą się nawzajem ruchów
tanecznych czy gimnastyki. Mi też co jakiś czas pokazują nowe
sztuczki, a ja się ich powoli staram nauczyć.
Poza chłopcami mieszkają
tu Salezjanie: ksiądz Ryszard, ksiądz Jean Marie oraz brak Van Tan.
Ich już przedstawiłem wcześniej. Teraz przejdę do wychowawców.
Jest nas łącznie ze mną siedmioro. Chłopcy nazywają nas wujkami
i ciociami. Paul odpowiada za szkołę, a Joseph za zespoły muzyczne
i finanse. W tej pracy pomaga im Fosca. Drugi z kolei Joseph prowadzi
zajęcia sportowe oraz organizuje prace dla chłopców. W ten sposób
pomagają w funkcjonowaniu tego miejsca oraz uczą się pracować.
Następny, Charles jest technikiem. Dba o utrzymanie urządzeń oraz
przeprowadza drobne naprawy. Jedyna ciocia, Angella opiekuje się
chorymi a także dba o nasze wyżywienie. W tych wszystkich zajęciach
w razie potrzeby pomagamy sobie i zastępujemy się wzajemnie. Ja na
razie nie mam przydzielonych konkretnych obowiązków. Wkrótce mamy
mieć spotkanie organizacyjne i pewnie wtedy dostanę stałe zadania.
Część z nich już sobie wybrałem.