poniedziałek, 12 września 2011

Dramatis personae


 
 Przyszła pora, żeby dokończyć przedstawianie osób żyjących w tym domu. Zacznę od chłopców. W sumie jest ich ponad 200. Taka duża rodzinka. Aktualnie około 50 z nich wyjechało do szkół, więc na miejscu zostało mniej więcej 150. Liczby podaję orientacyjne, gdyż nigdy ich nie liczyłem. Teraz wypadałoby podać ich imiona, ale nie zamierzam tego robić. Po pierwsze zajęłoby to masę miejsca, a po drugie wszystkich wciąż nie znam. Aktualnie wydaje mi się, że kojarzę jedną trzecią chłopaków. Z częścią jeszcze nawet nie rozmawiałem. Co jakiś czas spotykam kogoś nowego. Zdarza mi się również zapomnieć czyjegoś imienia. Zwłaszcza jak przedstawiali mi się po zmroku. Niektórych kilka razy pytałem jak się nazywają, zanim udało mi się zanotować ich w pamięci. Nie jest to proste, gdyż nie mogę polegać na wielu cechach, tak charakterystycznych w Polsce. Oczy mają tego samego koloru, włosy też i takie same fryzury. Musiałem sobie opracować sposób, po jakim będę ich zapamiętywał. Wykorzystuję w tym celu rysy twarzy i blizny. Tych ostatnich mają sporo. Przeszłość często mocno ich doświadczyła. Pochodzą z różnych środowisk. Część jest sierotami, inni mają rodzinę, ale z powodu występującej w niej patologii woleli ją opuścić. Niektórzy spędzili kilka lat na ulicy zanim znaleźli się tutaj. Jedni trafili tu za pośrednictwem różnych organizacji drugich przyprowadziła rodzina, aby mogli pójść do szkoły. Kiedy słucham ich historii to dochodzę do wniosku, że w życiu to ja nie miałem żadnych problemów. Jestem szczęściarzem, bo mam kochającą rodzinę, urodziłem się w bogatym, ustabilizowanym kraju, zdobyłem dobre wykształcenie itd. Jest za co Bogu dziękować. Wspomnienia i problemy chłopców to jedna z rzeczy, o których nie zamierzam pisać. Opowiadali mi je w zaufaniu i niech tak pozostanie.
 
Mimo tego wszystkiego co przeżyli, cieszą się każdym dniem oraz wszystkim co tu mają. Choć nie jest tego wiele. W takiej liczbie młodzieży mam cały przegląd charakterów i zdolności. Niektórzy bardziej otwarci, inni mniej. Cześć sama do mnie przychodzi pogadać, niektórzy w ogóle nie czują takiej potrzeby. Jest tu kilku geniuszy, literatów, wielu zdolnych muzyków i jeszcze więcej utalentowanych tancerzy oraz akrobatów. To co oni potrafią zrobić ze swoim ciałem ciągle mnie zdumiewa. Jedną z rzeczy, która mi się bardzo w nich podoba, jest to, że oni dużo czasu spędzają razem. Uprawiają sporty, pomagają sobie w szkole i pracy, uczą się nawzajem ruchów tanecznych czy gimnastyki. Mi też co jakiś czas pokazują nowe sztuczki, a ja się ich powoli staram nauczyć.
 
Poza chłopcami mieszkają tu Salezjanie: ksiądz Ryszard, ksiądz Jean Marie oraz brak Van Tan. Ich już przedstawiłem wcześniej. Teraz przejdę do wychowawców. Jest nas łącznie ze mną siedmioro. Chłopcy nazywają nas wujkami i ciociami. Paul odpowiada za szkołę, a Joseph za zespoły muzyczne i finanse. W tej pracy pomaga im Fosca. Drugi z kolei Joseph prowadzi zajęcia sportowe oraz organizuje prace dla chłopców. W ten sposób pomagają w funkcjonowaniu tego miejsca oraz uczą się pracować. Następny, Charles jest technikiem. Dba o utrzymanie urządzeń oraz przeprowadza drobne naprawy. Jedyna ciocia, Angella opiekuje się chorymi a także dba o nasze wyżywienie. W tych wszystkich zajęciach w razie potrzeby pomagamy sobie i zastępujemy się wzajemnie. Ja na razie nie mam przydzielonych konkretnych obowiązków. Wkrótce mamy mieć spotkanie organizacyjne i pewnie wtedy dostanę stałe zadania. Część z nich już sobie wybrałem.