piątek, 2 września 2011

CALM



W Children And Life Mission czyli CALM jestem już od dwóch tygodni. Z placówką zdążyłem się już zapoznać, toteż przyszła pora na opowieść o niej. Jest to dom dla chłopców nieposiadających domu, rodziny czy mających problemy rodzinne. Część z nich żyła na ulicy przed przybyciem tutaj, a część ma rodzinę, a przebywa tutaj, żeby zdobyć wykształcenie. Nauka kosztuje, a nie każdego stać na wysłanie dzieci do szkoły. Zresztą co wychowanek to inna historia. CALM istnieje już ponad 10 lat i aktualnie jest prowadzony przez księży salezjanów. Najstarsi chłopcy, z którymi rozmawiałem przybyli tutaj 10 lat temu. Z ich wspomnień dowiedziałem się, że w tym czasie wiele się tutaj zmieniło. Placówka się rozbudowuje, za parę lat pewnie sam jej nie poznam. Aktualnie stawiany jest dom dla wspólnoty, a po nim przyjdzie pora na szkołę.
 
Ośrodek położony jest na łagodnym zboczu wzgórza, także kolejne budynki znajdują się coraz niżej. W najwyższym miejscu znajduje się kaplica. Ma ona kształt rotundy, ze skromnym drewnianym ołtarzem w afrykańskim stylu. Poza tym wnętrze nie różni się od typowego kościoła. Cztery witraże, rzędy ławek i białe ściany. Wieczorem pod zadaszeniem przy wejściu w cieple lamp grzeją się gekony.
 
Kaplica
 
Poniżej znajduje się główny dziedziniec otoczony przez 4 budynki. Numeracja ich jest nieintuicyjna, gdyż odzwierciedla kolejność budowania, a nie aktualne położenie. Znajdują się w nich pokoje chłopców i pracowników, biuro, kuchnia i jadalnia dla obsługi, sala do nauki oraz sala telewizyjna. Za nimi, schodząc w dół zbocza, znajduje się piąty dom, w którym poza mieszkaniami mieści się kuchnia, jadalnia dla wychowanków oraz pomieszczenia techniczne. Obok jest też łaźnia dla chłopaków. To tak trochę szumnie brzmi, bo jest w niej tylko zimna woda, jak zresztą na praktycznie całej placówce. Ale jest tu ciepło, więc mi mycie w zimnej wodzie nie przeszkadza. Niedaleko też w oddzielnym budynku stoi generator. Kiedy nie ma prądu, a to się ostatnio często zdarza, zasila on od zmroku do ciszy nocnej całą placówkę. Inaczej nie dałoby się tutaj pracować.

Dziedziniec główny. Widoczne domy numer 1 i 4.

Schodząc dalej w dół, za piątym domem jest boisko do piłki nożnej, a jeszcze niżej boisko do siatkówki i koszykówki, obok którego stoi tak zwany dom gości. Aktualnie mieszka w nim większość wychowawców, nazywanych tutaj wujkami. Mój pokój też się w nim znajduje. Jak go skończę urządzać to o nim napiszę. Trasę w górę i na dół pokonuję kilka lub kilkanaście razy dziennie. Można sobie dzięki temu trochę kondycję poprawić lub też nabawić się kontuzji. Ostatnio podczas zbiegania miałem bliższe spotkanie z ziemią. Trochę się przy tym pościnałem, ale to nic poważnego.
 
Boiska. Za nimi z lewej farma a z prawej dom gości.
 
Poniżej boisk jest już tylko farma z krowami, świniami, kozami, królikami i masą drobiu. Cały ten przychówek często mnie budzi o poranku. Na wschód od placówki rozciąga się ogród. Choć on bardziej las czy busz przypomina. Rosną w nim różne banany, mango i nie wiem co jeszcze.