poniedziałek, 26 września 2011

Lekarz


Ostatnio miałem okazję zapoznać się z tutejszą służbą zdrowia. Przeżyłem pierwszą poważniejszą chorobę w Ugandzie. Coś co w krajach położonych bardziej na północ określa się zemstą faraona, a tutaj wypadałoby nazwać zemstą kabaki, Takie miano nosi bowiem król Bugandy – krainy w której przebywam. Ale po kolei. Zaczęło się w zeszłym tygodniu od bólu głowy, gorączki i biegunki. Wszyscy podejrzewali malarię. Objawy są podobne, a sezon malaryczny się właśnie rozpoczął. Dlatego zabrano mnie do najbliższego szpitala. Lekarz zbadał mnie oraz wysłał do laboratorium, w celu pobrania krwi do analizy. Na szczęście testy na malarię wypadły negatywnie. Okazało się że to jakieś tutejsze zatrucie pokarmowe. Dostałem tyle specyfików do zabicia wszystkiego w moim wnętrzu, że nie wiem co tam ocalało. Na szczęście fragment mózgu przetrwał, toteż mogę kontynuować pisanie. Lekarstwa zrobiły swoje i po dwóch dniach wróciłem do pełnej sprawności. Dzisiaj byłem na wizycie kontrolnej.
 
Szpital Zia Angelina

Szpital zrobił na mnie dobre wrażenie. Jak większość gmachów tutaj nie jest to w pełni zamknięty budynek. Poczekalnia i korytarze mieszczą się na werandach. Przez to może nie czuć tu, tak charakterystycznego u nas, zapachu środków dezynsekcyjnych. Nie pachnie, ale wszystkie pomieszczenia utrzymane są w czystości. Personel jest kompetentny. Nie mam zastrzeżeń. W laboratorium co prawda nie używali rękawiczek, ale wszelkie przyrządy były jednorazowego użytku.
 
Z innych schorzeń do tej pory przeszedłem dwa drobne przeziębienia. Może to niektórych zdziwi, ale w Afryce też można się przeziębić. Zwłaszcza w przeciągu i wskutek gwałtownych zmian temperatur. Miałem też kilka stłuczeń i zranień. Normalna sprawa przy pracy i zajęciach sportowych. Muszę przyznać, że tutejsze bakterie, to nie te co u nas. Znacznie łatwiej tu można dostać zakażenia. Mimo stosowania środków zapobiegawczych i dbania o siebie bardziej niż zwykle, przytrafiło mi się dwa razy. W Polsce nigdy mi się to nie zdarzyło.